"Real love or toxic part VI"
- Hej mała… - powiedziała łagodnym głosem Mey podchodząc do
łóżka swojej przyjaciółki. Do szpitalnej salki zaraz weszli Gunsi. Alex lekko
otworzyła oczy i próbowała się uśmiechnąć, na widok przyjaciół, ale zamiast
tego na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
- Cześć – odpowiedziała słabym głosem. Wszyscy stłoczyli się
obok jej łóżka i przyglądali jej się ze smutnymi minami.
- Co się tak gapicie, przecież nie umarłam – zaśmiała się
lekko dziewczyna.
- Jak się czujesz ? – zmienił temat Slash.- Nie wyglądasz
najlepiej.
- Dzięki Saul, ty to wiesz jak poprawić humor kobiecie.
- Hej pytamy poważnie, może nie wyglądasz najgorzej, ale
jednak wylądowałaś w szpitalu. – wtrąciła się Roni.
- Więc teraz w pełni świadoma mówię wam, że nic mi się
takiego nie stało, lekko się poobijałam, ale nic mi nie będzie za parę dni mnie
wypiszą… - odparła zupełnie poważnie.
- Sama sobie tego nie zrobiłaś – zauważył Izzy.
- A właściwie to gdzie jest Axl? – zapytała zdenerwowanym
głosem dziewczyna.
- No więc… - zaczęła Mey krążąc wzrokiem po całej Sali
byleby nie patrzeć jej w oczy.
- No więc postanowiliśmy, że lepiej będzie jak Rose zostanie
w HH. Po tym co ci zrobił powinien sobie wszystko poukładać. – dokończył, za
Roni, Duff.
- Aha no dobrze, może to nawet lepiej. Swoją drogą nieźle
nabroiliśmy Duff. – powiedziała już trochę spokojniejszym głosem Alex. Mckagan
spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął, ale w jego głowie krążyło wiele myśli,
gdyby tylko wiedział, że to się tak skończy to by jej nie pocałował, ale czy na
pewno. Przecież wiedział, jak Axl nieraz ją traktował, mógł się tego
spodziewać. To moja wina – doszedł w końcu do wniosku Blondas.
- Przepraszam państwa ale panienka Koszyn musi odpoczywać,
więc proszę już kończyć. – powiedziała pielęgniarka, która właśnie zajrzała do
pokoju.
- Tak już … - wymruczał każdy z osobna. Mey schyliła się by
pocałować ją w czoło przy czym wyszeptała:
- Jak tylko dorwę skurwysyna to go zabiję, przysięgam…
- Nie – powiedziała Alex tak głośno, by wszyscy mogli ją
usłyszeć – ja sama muszę to z nim załatwić i proszę was wszystkich zostawcie to
mnie…. Dobrze? – niestety nie dostała żadnej odpowiedzi. – Ja mówię poważnie…
- Dobra już dobra ja go nie tknę. – mruknął Izzy.
- Tak, ja też – dodał Steven.
- Noo , ukażę go
brakiem towarzystwa mojej zajebistej osoby – powiedział zadowolony Slash.
- Ale przecież to przez niego, jak ty ? – denerwowała się
Roni, ale po tym jak przyjaciółka zgromiła ją wzrokiem, ta tylko pokiwała
głową.
- Duff a ty ? – spytała nieśmiało poszkodowana.
- Co ja?! Wiem, że to prze ze mnie, ale nie mogę ci obiecać,
że go nie tknę, po tym co ci zrobił mam ochotę sam wysłać go do szpitala i
chyba właśnie tak zrobię. – po czym wybiegł z sali.
- Duff – krzyknęła za nim Alex, ale było to bezsensu, bo
Mckagan już nic nie słyszał. Szedł przed siebie dając się ponieść emocjom.
Wybiegł ze szpitala pozostawiając oszołomionych
pozostałych. Minęło dziesięć minut i był przed Hellhouse. Wpadł do domu
prawie, że rozwalając drzwi. Axl poderwał się na równe nogi i od razu zapytał:
- Ej i co z nią ? Jak ona… - nie dokończył bo oberwał z
pięści w twarz. – Stary co jest…? – i znowu oberwał tym razem obalił się na
ziemię. Blondas na niego naskoczył, kucnął tuż nad nim i złapał go za koszulę.
Zaczął obijać mu twarz i wrzeszczeć :
- Jak mogłeś jej to zrobić?! Ona cię kocha do cholery, a ty
jesteś tylko zwykłym skurwysynem?! Nikim więcej… - pewnie szarpali by się tak
dalej, ale do mieszkania wparowali Gunsi. Izzy szybko odciągnął Duff, a Adler
zajął się Rudzielcem, który już chciał się rzucać z pięściami. Każdy wyrywał
się tak mocno, że panowie nie mogli ich utrzymać. W końcu pomiędzy nimi stanęła
Mey. Panowie nareszcie się opanowali.
- A ty tu czego ? – warknął na nią Axl.
- Nie twój pierdolony interes. Co
mnie też pobijesz? – wycedziła przez zęby gniewnym tonem. Po tych słowach Rose
się opanował i co dziwne wyglądał jak potulny baranek. Wszyscy usiedli w dużym
pokoju i zapadła cisza.
- No jak ona się czuje ? – zapytał
nieśmiało Axl .
- A jak myślisz?! Jak może się
czuć dziewczyna, którą pobiłeś ? – powiedziała wściekła Mey.
- Dobra ja rozumiem, że jesteście
wściekli, ja też jestem wściekły na siebie, ale czasu nie cofnę więc proszę
powiedzcie co z nią. – odpowiedział błagalnym głosem Axl.
- No więc ma się w miarę dobrze,
stan jest stabilny, ma tylko urazy zewnętrzne. Jutro chce cię widzieć. –
powiedział chłodno Slash.
- Krew ci leci – zmieniła temat
Mey i lekko dotknęła brwi Duffa, który siedział obok.
-Aaa – syknął.
- Macie jakąś wodę utlenioną ? –
zapytała dziewczyna. Gunsi spojrzeli na siebie i się zaśmiali.
- To nie hotel pięciogwiazdkowy –
powiedział z bananem na twarzy Steven.
- No tak zapomniałam… Melina Guns
n’ Roses. Wiesz u siebie mam pełną apteczkę. To w sumie nie daleko….
- Uuu Roni się napaliła – mruknął
Izzy .
- Stul dziób ! – odpowiedziała
bardzo spokojnym tonem …
- Dobra, dobra tylko nie bij… - powiedział Stradlin
unosząc ręce na znak tego, że się poddaje.
- A wracając to nie chcę się
narzucać i… - powiedział Duff.
- Nie wcale, to chodź –
powiedziała Mey po czym pociągnęła za sobą Blondas i razem wyszli na dwór.
Slash, Izzy i Adler też wyszli do Rainbow, a Axl znowu został sam…
20 minut później …. Mieszkanie
Mey…
- Aaa pieczę …
- Zachowujesz się jak małe
dziecko… Myślałam, że chłopcy z rockowego zespołu są bardziej męscy… -
zauważyła Roni.
- Hej ranisz moje uczucia – zawył
uroczo Duff.
- Och ale się przejęłam- mówiąc to
ciężko westchnęła – To już gotowe.
- Dzięki, od razu mniej boli .
- Nie ma sprawy…. Napijesz się
czegoś ? Mam whisky ….
- Oj tak bardzo proszę. –Potem
wypili pół butelki tego cudownego alkoholu. Gadali o wszystkim i o niczym
poznając się trochę lepiej.
- Czemu akurat musiałeś uderzać do
zajętej dziewczyny i to jeszcze dziewczyny twojego kumpla? – zapytała podpita
Mey.
- Yyy no nie wiem Alex jest
naprawdę fajna, do tego ładna, ale chyba ja chciałem mieć to co Axl, kogoś kto
mnie pokocha .- odparł lekko zakłopotany.
- Wiesz pewnie na świecie jest
takich mnóstwo. Bo tak jesteś przystojny, wysoki, do tego grasz w zespole…
- A ty mogłabyś się we mnie
zakochać ? – zapytał całkiem poważnie .
- Yyy nie wiem, ale sądzę, że tak
… - powiedziała szeptem. Na jej słowa zareagował niemal błyskawicznie.
Przysunął się do niej i musnął jej wargi swoimi. Zrobił to jeszcze kilka razy i
w końcu to przerodziło się w namiętny pocałunek. Po paru chwilach oderwali się
od siebie. Duff podniósł się z kanapy i dodał:
- Dziękuję za wszystko i ten do
zobaczenia jutro… - cmoknął ją w czoło i wyszedł. Mey siedziała tam lekko
oszołomiona tym co się stało, postanowiła, że dokończy butelkę Danielsa i
pójdzie spać… Tak też zrobiła.
W tym samym czasie szpital w Los
Angeles….
- Dobry wieczór . – powiedział
mężczyzna, który właśnie wszedł do sali Alex.
- Dobry wieczór panie doktorze. O
co chodzi coś się stało ? – zapytała lekko zaniepokojona dziewczyna.
- Niestety, ale mam złe wieści. Najpierw
była pani nieprzytomna, a potem byli tu pani bliscy, więc dopiero teraz mogę to powiedzieć, że niestety, ale poroniłaś swoją ciążę.
- Co jaką ciążę ?! – zapytała z
przerażeniem dziewczyna.
- O nic nie wiedziałaś. Byłaś w
pierwszym miesiącu ciąży. Nie zdołaliśmy uratować dziecka…
- O matko … - po tych słowach po
jej policzkach spłynęły łzy.
- Może pani porozmawiać z
psychologiem, albo…
- Czy może mnie doktor zostawić
samą?
- Tak oczywiście… Dobranoc … -
lekarz wyszedł z pokoju pozostawiając ją samą. Alex wtuliła się w poduszkę i
dała ujście łzą, jakie zgromadziły się w jej oczach.
- Moje… nasze … dziecko… -
szlochała. Przepłakała pół nocy, gdy w końcu pogrążyła się w śnie….
OMG ;_____; jaki to piękny rozdział, taki wzruszający, a szczególnie ta końcówka... ;__; biedna Alex DDD; tak mi jej szkoda ;<
OdpowiedzUsuńDuffiasty jest boski, Slash jest na prawdę zajebisty w pocieszaniu, Axl to dupek, ale skoro Alex go kocha..., Izzy i Steven są po prostu świetnymi przyjaciółmi Alex i to mi się cholernie podoba xD
I i jeszcze dodam, że bardzo podobają mi się wszystkie dialogi, są takie...naturalne! xD
Czekam na kolejne <3