Przepraszam za tą nieobecność, ale zaczęła się szkoła i wszystko staje się bardziej skomplikowane... To nowy rozdział troszeczkę namieszałam, ale mam nadzieję, że się wam spodoba :) Miłego czytania... ^_^
„Real love
or toxic part XII”
Duff
Po uratowaniu mojej gitary z tego ogniska, szedłem w stronę Hellhouse. No kurwa, ja
rozumiem, ale że moją gitarę ?! Byłem wkurwiony i to bardzo… Ale w sumie to
sobie zasłużyłem… Przez te moje przemyślenia nie zauważyłem nawet jak doszedłem
na miejsce. No i znowu to jest mój dom… Zajebista kurwa melina… Wszedłem do
środka i ucieszyłem się bo nikogo nie było w domu…. Nie przejmując się niczym
skierowałem się na górę. Przechodząc koło pokoju Stradlina coś usłyszałem… Damski,
śliczny głos… Jakbym słyszał anioła… Stanąłem i zajrzałem do pomieszczenia
przez lekko uchylone drzwi. Na łóżku siedziała Lilly. To ona śpiewała. Znam tą
piosenkę …
It’s amazing
With the blink o fan eye you finally
See the light
It’s
amazing
When the moments arrives that you know you’ll
be alright
It’ amazing
And I’m saying a prayer for the desperate
Hearts tonight
Tyler śpiewał ją na jakimś koncercie. W jej wykonaniu, aż
ciężko przyznać, ale było jeszcze lepsze. Nie chciałem jej przeszkadzać dlatego
wycofałem się w tył, ale jak na złość musiał tam stać … wieszak…. Kurwa skąd my
w ogóle mamy wieszak. Dziewczyna poderwała się z łóżka i wybiegła przestraszona
na hol.
- Boże Duff, ale mnie przestraszyłeś! Następnym razem…
Czekaj co z twoją gitarą?! – spojrzała na instrument, który trzymałem w ręku.
- A to… to nic . Mey się wkurzyła – powiedziałem podnosząc
wieszak z ziemi. Chciałem przejść do siebie ale ona mnie zatrzymała.
- Chcesz o tym pogadać..? – zapytała nie śmiało.
- Yyy tak jasne…. A możemy u mnie muszę się przebrać. –
kiwnęła głową na znak że się zgadza i podreptała za mną. Usiadła na moim łóżku
i z uwagą oglądała moje plakaty…
Lilly
Mckagan zaskoczył mnie tym, że wrócił do HH. Bo w sumie z
Mey wyglądali na szczęśliwych. Byłam tak cholernie ciekawa, że nie mogłam
odpuścić … Siedziałam u niego w pokoju i gapiłam się na ściany, gdy on był w
łazience. Usłyszałam jakiś grzmot i lekko się zaniepokoiłam. Zapukałam, ale nie
dostałam odpowiedzi. Wtargnęłam więc do łazienki. Blondas leżał na ziemi w
samych bokserkach, trzymając się za głowę. Z brwi leciała mu krew…
- Hej nic ci nie jest? – pomogłam mu wstać.
- Nie tylko mały wypadek przy pracy …
- Daj chociaż ci to przemyje… - dotknęłam ostrożnie rany.
Jęknął.
- Nie bądź jak dziecko…- zaśmiałam się.
- Nie jestem! – obrażony minął mnie w drzwiach i założył
jakieś spodnie. Stał tak na środku pokoju z gołą klatą… Był całkiem przystojny.
Patrzyłam się na niego jak na idiotę.
- To mogę obejrzeć. – podniosłam do góry jedną brew.
- Co mojego chuja?! W życiu… - odparł całkiem poważnie, a ja
wybuchłam gromkim śmiechem on dopiero po chwili zorientował się o co chodziło.
I śmiał się razem ze mną. W końcu z trudem się opanowując usiadłam koło niego
na łóżku i przemyłam jego brew.
- Dzięki i sory za to…
Duff
Jezu jak ona bosko pachnie… Opatrywała mi ranę, a jej dotyk
mnie podniecał. Chyba coś zauważyła, bo odsunęła się ode mnie i zapytała:
- To co się stało z Mey?
- Yyy, powiedziałem jej że już jej nie kocham… To wszystko.
– odparłem nieśmiało, i mówiąc szczerze bałem się jej reakcji, co sobie o mnie
pomyśli, ale ona mnie kompletnie zaskoczyła:
- Musiała się nieźle wkurzyć, ale w sumie to ja bym zrobiła
tak samo jak ty.
- Naprawdę …? Nie powiesz, że ją zraniłem, jestem zły i
takie tam ? – zaśmiała się .
- Nie mówię, że jej nie zraniłeś, bo sądząc po twojej gitarze
to raczej jest wkurwiona…. Ale to trochę bezsensu być z kimś kogo się nie
kocha.
- Gdyby to wszystko było takie proste…. A tak w ogóle to
Stradlin?
- Nie wiem …. – spuściła wzrok na podłogę – pokłóciliśmy
się.
- A o co jeśli można spytać?
- No bo kurwa spotykając go w klubie myślałam, że będzie mu
chodziło tylko o sex, więc poszłam z nim do domu. Było fajnie, trzeba przyznać,
że bajecznie całuje. Ale on mi teraz wyjeżdża z jakąś romantyczną kolacja… A ja
po prostu taka nie jestem. Mam w dupie co myślą o mnie inni. Dziś chce się
pieprzyć z jednym facetem, a jutro z innym. Nie umiem kochać… Żyje z dnia na
dzień i tyle…. – powiedziała lekko podnosząc głos.
- No rozumiem, ale Izzy zawsze taki był.
- Dlatego mu powiedziałam, że nie jestem dla niego, ale ten
się upiera, że mnie zmieni. Tylko kurwa dlaczego nie zapyta czy ja chce się
zmienić..?
- Hej dobra rozumiem… Chcesz się upić ? – uśmiechnąłem się
zawadiacko.
- Oj bardzo chętnie.
W tym samym czasie Alex…
Axl
Leże w łóżku całkiem nagi i myślę… O wszystkim. Alex jest w
łazience, bo po tym jak się kochaliśmy musi się trochę ogarnąć. Uśmiecham się
na każde wspomnienie chwil jakie z nią spędziłem. Moja własna piękna wariatka.
Opowiedziała mi o tym co zrobiły razem z Mey Blondasowi … I szczerze mówiąc nie
chce jej podpaść. W sumie to trochę dziwne, Roni i Duff wyglądali na
zakochanych, ale mniejsza z tym… Pamiętam jak parę dni po tym jak się
poznaliśmy, pokazywałem jej miasto. Wyglądała jak mała dziewczynka zwiedzająca
fabrykę zabawek. Mój anioł. Nawet jak jestem kompletnym idiotą to ona mi
wybacza… Mam szczęście i to cholerne… Nagle usłyszałem jej krzyk i dźwięk
tłuczonego szkła dobiegający z łazienki. Poderwałem się natychmiast i
wciągnąłem na siebie spodnie, biegnąc do łazienki. Siedziała zapłakana na
podłodze wokół było pełno krwi… Nie wiedziałem co mam robić w mojej głowie
zrodziła się jedna okropna myśl… Że ją stracę …. Z osłupienia wyrwał mnie jej
kolejny krzyk.
- Boże Alex co mam robić ?! – krzyczałem w amoku…
- Dzwoń po karetkę szybko… - łzy spływały jej po policzkach
strumieniami. Pobiegłem do telefonu i wykręciłem numer powiedzieli, ze zaraz
przyjadą… Wróciłem do niej i kucnąłem obok niej. Złapała moją rękę i ściskała
tak mocno, że robiła się sina. Ale w ogóle mnie to nie obchodziło.
- Skąd tyle krwi… - wyszeptała wycieńczonym głosem.
- Nie wiem… Nie mam pojęcia… Mała nie zostawiaj mnie
słyszysz… Wyjdziesz z tego … - błagałem.
- Axl … Kocham cię… Na zawsze …
- Ja ciebie też skarbie ale jeszcze to od ciebie usłyszę
obiecuję. – W tym momencie wpadło pogotowie, wszystko działo się szybko. Alex
chyba straciła przytomność. Miała nie obecny wzrok, a ja tak strasznie się
bałem… Nie myślałem wtedy, że jestem twardy i że gram w zespole rockowym, to
wszystko nie miało znaczenia. Łzy spływały mi po policzkach. Dojechaliśmy do
szpitala. Zabrali ją na jakąś salę na którą mnie nie wpuścili… Zadzwoniłem do
chłopaków i do Mey, siedziałem na korytarzu i wpatrywałem się w drzwi sali,
gdzie była moja Alex.
- Hej stary co z nią ..? – usłyszałem za sobą głos Sradlina.
- Nie wiem kurwa, nikt nic nie wie….
- A co się jej stało ? – zapytała z wyrzutem Mey. Pewnie
pomyślała, że to znów przeze mnie…. Nie tym razem…
- Miała krwotok wewnętrzny, czy coś takiego …. Kochaliśmy
się , potem poszła do łazienki, zaczęła krzyczeć wiec wtargnąłem do środka i
znalazłem ją całą we krwi na podłodze… Tym razem to nie moja wina…
- Przepraszam wyszeptała… - siedzieliśmy osłupieni aż w
końcu na korytarz wyszedł lekarz.
- Potrzebny jest dawca krwi, dziewczyna straciła jej za
dużo. – Nie wiele myśląc zgłosiłem się i podałem mu swoją grupę. Znałem ją nie
raz po jakiś większych Bujkach mi ją badali, więc pamiętałem …
- Pasuje… Chodź ze mną … - machnął lekarz pobiegłem za nim.
Alex leżała na łóżku na głowie miała szpitalny czepek. Pewnie gdyby to teraz
widziała zaczęłaby się śmiać … Nigdy nie lubiła czapek, a co dopiero tego…
- Au… - jęknąłem, gdy pielęgniarka wbiła mi jakieś
urządzenie w żyłę. Momentalnie przezroczysta rurka zabarwiła się szkarłatem…
Przepompowywali ją prosto do Alex. Po jakiś dziesięciu minutach odłączyli mnie
i podziękowali. Zaraz potem znów wyrzucili mnie na korytarz. Nie chciałem z
nikim gadać usiadłem pod jakimiś drzwiami i myślałem o wszystkim. Po jakimś czasie
znów pojawił się koleś w fartuchu, ale tym razem wywozili i ją… Chyba była nie
przytomna… W każdym razie miała zamknięte oczy.
- Co jej jest ? – zapytałem patrząc błagalnym wzrokiem na lekarza.
- A kim pan jest ?
- Kurwa kocham ją, jestem jej chłopakiem proszę … Nie ma tu
rodziny… Jestem tylko ja, znaczy my…
- Mogę powiedzieć tylko tyle, że miała krwotok wewnętrzny,
spowodowany poronieniem ciąży. – odparł beznamiętnie – Jej stan jest
stabilny. Dzięki twojej krwi nic jej nie
będzie. Musi zostać u nas na parę dni, zrobimy wszystkie badania. Za kilka
minut powinna się obudzić. – w głowie ciągle huczały mi 2 słowa „poronienie
ciąży”… To znaczy, że mogłem być ojcem… Łza spłynęła mi po policzku. Mey
podeszła do mnie i bez słów mnie przytuliła. Potrzebowałem tego… Wtuliłem się w
nią i ryczałem jak dzieciak, aż było mi wstyd. Pielęgniarka powiedziała, że
można wejść do Alex. Szybko otarłem łzy i dałem znać reszcie, że na razie wejdę
sam. Pokiwali głowami.
- Hej – powiedziała cicho… Wyglądała prawie tak samo jak
ostatnio kiedy tu była, tylko, że teraz to nie przeze mnie….
- Hej mała… Jak się czujesz?
- Nie najlepiej. Dziękuje za krew…
- Dla ciebie wszystko, a tak w ogóle to skąd wiesz?
- Lekarz mi powiedział, że jakaś wiewióra oddała mi krew i
strasznie musi mnie kochać skoro wydziera się na lekarza w celu uzyskania
informacji. – uśmiechnęła się.
-Hmm ma racje… A ty już wiesz czemu … no …
- Tak wiem, że poroniłam, jeśli o to ci właśnie chodzi … -
po jej policzku spłynęła łza. Kiwnąłem głową. Chciałem jeszcze coś dodać, ale
do sali wtargnął Slash i reszta.
- Alex nic ci nie jest, ale nam narobiłaś stracha… - rzucił
się na nią z uściskami Adler.
- Tylko mnie nie zgnieć – pisnęła słodko. Gadaliśmy tak o
wszystkim i o niczym i nikt oprócz mnie nie zauważył, że Alex usnęła. Wygoniłem
ich wszystkich, a sam ucałowałem ją w czoło i z resztą wróciłem do HH. Tylko na
chwilę się ogarnąć, bo chcę być tu jak
się obudzi … I tak raczej nie usnę po tym co dziś się wydarzyło…
Nazajutrz….